Człowiek, który trzęsie warszawską giełdą
27.09.2013
Są ludzie, przed którymi rynki finansowe czują respekt
Kiedy w grudniu 1950 roku ówczesny prezydent USA, Harry Trumann wystosował list skierowany do krytyka muzycznego, który na łamach Washington Post negatywnie ocenił występ jego córki, rynek giełdowy zareagował paniką. Amerykański Prezydent groził Paulowi Humowi tym, że kiedy go spotka da mu w nos. Kiedy afera wyszła na jaw giełda zareagowała nerwowo, gdyż inwestorzy przestraszyli się tego, czy najważniejsza osoba w USA jest poczytalna.
W legendę obrosły także wypowiedzi Alana Grennspana (Prezesa FED w latach 1987 – 2006), które dokładnie analizował rynek. Znany ze skomplikowanego formułowania swoich myśli Prezes FED doczekał się nawet słowników, które ułatwiały zrozumienie tego, co ma na myśli.
Aktualnie, przez świat finansów, szczegółowo analizowane są wypowiedzi Bena Bernanke (obecnego Prezesa FED). Kiedy 19 czerwca 2013 zasugerował możliwość zakończenia programu skupu aktywów QE3, rynek rozpoczął kilkudniową wyprzedaż. Indeks S&P500 stracił w pięć sesji ponad 5,5%, a WIG ponad 10%.
Czasem zdarzają się i takie sytuacje, że politycy trzęsą rynkiem z braku świadomości wagi swoich słów. Kiedy 25 marca 2013 roku szef Eurogrupy Jeorena Dijsselbloema, w samym środku kryzysu cypryjskiego, chlapnął, że „pakiet pomocowy przyznany Cyprowi może być nowym modelem rozwiązywania problemów sektora bankowego w strefie euro”, giełdowe parkiety rozgrzały się do czerwoności, a sam zainteresowany musiał szybko prostować swoje wypowiedzi i je mocno tonować.
Polski rynek coraz częściej, oprócz reagowania na słowa wypowiadane przez polityków w Unii Europejskiej i USA, z uwagą przysłuchuje się rodzimym włodarzom. W tym przypadku na pierwszy plan wyłania się zwłaszcza jedna postać, którą jest Premier Donald Tusk, od czasu do czasu siejący postrach wśród inwestorów na parkiecie w Warszawie.
TUSKnami na polskiej giełdzie
Gdy 4 września 2013 roku punktualnie o 13:15 premier Donald Tusk zaprezentował proponowaną przez Rząd reformę OFE, na polskim rynku giełdowym zaczęło się robić nerwowo. W zaledwie dwie sesje indeks WIG został przeceniony o 8%. Początkowo inwestorzy byli przerażeni. Po czasie okazało się jednak, że przecena jaką wywołały słowa Donalda Tuska była świetną okazją do kupna akcji. Indeks najszerszy zneutralizował spadki już po kolejnych trzech sesjach. Jak się jednak okazuje nie jest to pierwszy raz kiedy słowa premiera zmroziły krew w żyłach inwestorów giełdowych.
Zielona Wyspa na parkiecie GPW
Po raz pierwszy bardzo mocno w temat giełdy premier Tusk zaangażował się w maju 2009 roku. Dokładnie 29 maja 2009 roku na parkiecie giełdy, w budynku przy ulicy Książęcej w Warszawie, odbyła się konferencja pod hasłem „Polska zieloną wyspą w Europie”. Świat, a zwłaszcza Polskę obiegły wtedy zdjęcia premiera na tle mapy Europy z oznaczonymi na czerwono krajami, które weszły w 2008 roku w recesję. Polska była zieloną wyspą, która uniknęła takiego scenariusza. Dzisiaj nie ustają negatywne i szydercze komentarze na temat tamtego wystąpienia Donalda Tuska. Wielu komentatorów sugeruje bowiem, że w 2012 roku mit zielonej wyspy prysł. Z punktu widzenia inwestora giełdowego prawda jest jednak taka, że kto zainwestował na giełdzie po wystąpieniu Donalda Tuska, z maja 2009 roku, nie mógł stracić pieniędzy. Potem rynek był już tylko wyżej i żadna późniejsza przecena na indeksie WIG, nawet ta z lata 2011 roku, nie otarła się o poziomy z maja 2009.
Jak Skarb Państwa chciał dwukrotnie zarobić na KGHM-ie
Falę krytyki w branży finansowej i pierwsze miejsca w dziennikach telewizyjnych wywołało expose Donalda Tuska z 18 listopada 2011 roku. Wtedy to bowiem na powoli odbudowujący się polski rynek giełdowy, po przecenie wywołanej kryzysem greckim, padło mocne uderzenie ze strony szefa Rządu. W swoim przemówieniu premier zadeklarował, że zostanie wprowadzony dodatkowy podatek od kopalin, który będzie musiał płacić między innymi giełdowy KGHM.
Kurs spółki oraz z racji jej wagi także cały polski rynek giełdowy, zareagował bardzo nerwowo. W cztery sesje notowania miedziowego konglomeratu zostały przecenione o 25%. Patrząc jednak na to z szerszej perspektywy, kupowanie akcji KGHM na panice wywołanej słowami premiera okazało się dobrym pomysłem. Rok później spółka była bowiem notowana o ponad 100% wyżej.
Expose premiera i cała awantura wokół KGHM najlepiej świadczy o tym, że wśród rządzących rośnie świadomość znaczenia rynku giełdowego. W związku z tym coraz częściej zerkają w jego kierunku. Dzisiaj już mało kto pamięta, że w przypadku tej spółki Rząd RP zastosował „fortel australijski”. W styczniu 2010 roku sprzedał bowiem ponad 10% akcji KGHM za 2 mld zł, a 1,5 roku później ogłosił znacząca podwyżkę podatku, która uderzała bezpośrednio w akcjonariuszy KGHM.
Premier zabiera się za energetykę
Wrześniowa konferencja na temat OFE to nie pierwszy incydent w 2013 roku, kiedy słowa premiera odciskają bezpośrednie piętno na notowaniach spółek z GPW.
Kiedy 29 kwietnia 2013 roku, Donald Tusk odwołał prezes PGNiG Grażynę Piotrowską-Oliwę, kurs spółki zareagował bardzo nerwowo. Odwołanie pani prezes było karą za memorandum, jakie spółka podpisała z Gazpromem, w sprawie drugiej nitki gazociągu Jamał. Akcje PGNiG na koniec sesji, w trakcie której Premier ogłosił decyzję, taniały o niemal 3%. Dzień później notowania wyznaczyły dołek, a potem już tylko rosły. Swoją drogą, podpisując memorandum z Gazpromem, władze polskiej spółki spełniły najprawdopodobniej jedno ze zobowiązań jakie na siebie wzięły w czasie negocjacji obniżki cen gazu dla Polski w listopadzie 2012 roku (nie ma nic za darmo).
Drugi incydent miał miejsce 27 czerwca 2013, kiedy to na konferencji z udziałem władz PGE i Kompanii Węglowej Premier zadeklarował, że rozbudowa elektrowni w Opolu będzie kontynuowana, pomimo słabych perspektyw inwestycyjnych. Kurs PGE zanurkował w tym dniu o ponad 12%. Dzisiaj już wiemy, że był to idealny dołek na notowaniach spółki, a potem kurs już tylko odrabiał straty.
Nikt nie lubi polityków, a najbardziej nie lubią ich inwestorzy
Jak wynika z wszelkiego rodzaju badań ludzie najmniej ufają politykom. Najlepiej uwidacznia się to na przykładzie rynków giełdowych. Często wydawałoby się błahe słowa ze strony polityka wywołują paniczną wyprzedaż na rynku. Jeszcze częściej znaczenie na pierwszy rzut oka wydawałoby się bardzo ważnych słów okazuje się przeceniane. Praktyka pokazuje bowiem, że reakcje są prawie zawsze przesadzone, a wyprzedaż rynkowa wywołana takim incydentem jest idealną okazją do zakupu przecenionych akcji. W literaturze giełdowej nazywa się to Overreaction i zakłada, że na nagłe zdarzenie tłum inwestorów reaguje nieproporcjonalnie do znaczenia informacji. Po takim incydencie za jakiś czas rynek wraca do równowagi, a sama przesadzona reakcja tłumu na wydarzenie okazuje się dobrą okazją inwestycyjną.
Wśród polskich polityków bez wątpienia na tytuł naczelnego postrachu polskich inwestorów zasługuje Donald Tusk, a konferencją w sprawie OFE bezapelacyjnie przypieczętowuje swoją pozycję w tym zakresie. Miejmy nadzieję, że tym razem, podobnie jak w przypadku wszystkich opisanych tutaj sytuacji, okaże się to znowu doskonałym momentem do zakupu akcji, a „wilk okaże się nie taki straszny, jak go malują”.
Paweł Biedrzycki
tekst pochodzi z Equity Magazine 23
Chyba „nie taki DIABEŁ straszny, jak go malują”, a nie „wilk” 😉