
Ekonomia Świętego Mikołaja
Święta Bożego Narodzenia to dla większości z nas czas odpoczynku, wytchnienia po całorocznej gonitwie, refleksji nad życiem, a także obdarowywania prezentami. W tym okresie świat zwalnia i daje nam czas na głębsze przemyślenia. Jest tylko jedna grupa zawodowa, która ze świętami od zawsze miała mały problem. Mowa tu o ekonomistach, którzy nie zawsze są jednoznaczni jeśli chodzi o wpływ okresu świątecznego na gospodarkę.
Od niedawna w debatę zaangażowana została także stosunkowo młoda dziedzina, a mianowicie ekonomia behawioralna. Oprócz bowiem oczywistych faktów, że okres świąteczny stanowi jedno z największych obciążeń budżetu rodzinnego, a z drugiej strony pozwala wielu firmom podkręcić całoroczne wyniki finansowe, mamy do czynienia z zachowaniami konsumentów, które w okresie przedświątecznym nie bardzo dają się zakwalifikować do kategorii „racjonalne”. Dobrym przykładem może być amerykański zwyczaj, który powoli zaraża także Europę, zwany Black Friday, podczas którego większość sklepów obniża ceny chcąc zaakcentować rozpoczęcie sezonu świątecznej sprzedaży. Przepychanki, nabite guzy i interwencje policji nijak wpisują się w pełną miłości narrację okresu świątecznego. W jaki sposób zatem święta wpływają na ekonomię i dlaczego niektórzy ekonomiści nazywają ten okres „orgią destrukcji wartości”?
50% na prezenty
Ogólna percepcja jest taka, że święta są dobre dla gospodarki. I z tym dyskutować nie wypada. Sklepy zatrudniają stymulując ekonomię. Dla wielu handlowców sześć tygodni przed świętami stanowi połowę rocznych przychodów. Kto wie, jeśli z ich kalendarza pozbyć by się grudnia być może żylibyśmy w okresie permanentnej stagnacji, jeśli nie depresji. Odkrywając jednak powoli tajemnice ludzkich zachowań możemy dojść do wniosku, że ocena wpływu świąt na gospodarkę nie jest całkowicie jednoznaczna. Najwięcej kontrowersji wywołuje wśród ekonomistów proces kupowania prezentów świątecznych. Media co roku w okresie przedświątecznym zasypują nas jego statystykami finansowymi. Wiadomo zatem, że 50% wszystkich wydatków w tym okresie przeznaczane jest na prezenty. Szacuje się, że statystyczny Polak wyda na nie w tym roku ok. 500 zł. Z drugiej strony, co piąty z nas, aby kupić prezenty najbliższym będzie potrzebował wsparcia ze strony banku lub innej instytucji finansowej. Średnia wartość pożyczki zbliżona jest do tej, którą wydamy na prezenty i wynosi 510 zł. Wygląda także na to, że kupujemy na ostatnią chwilę, gdyż aż ¾ z nas kupi podarunki dopiero w grudniu, podczas gdy duża część naszych południowych sąsiadów jest na święta gotowa dużo wcześniej. Aż 51% Czechów prezenty miało już spakowane w listopadzie. Pod choinką dominuje elektronika i zabawki, generalnie prezenty o małej użyteczności. Pieniądze, karty podarunkowe i bony stanowią tylko 8% całości otrzymywanych prezentów. Tyle suchych faktów.
„Orgia destrukcji wartości”
Część ekonomistów, gdyby mogła, z całą pewnością odwołałaby święta. Dla tej grupy zawodowej kupowanie prezentów może być kłopotliwe, gdyż wychodzą oni z założenia, że każdy z nas jest racjonalną, kalkulującą na chłodno i maksymalizującą użyteczność istotą. Joel Waldfogel, autor książki Scroogenomics twierdzi, że kupowanie prezentów świątecznych stanowi „orgię destrukcji wartości”. Oznacza to, iż wartość prezentów dla obdarowywanych jest często dużo niższa niż kwota pieniędzy na nie przeznaczona. Wynika to zapewne z faktu, że kupujący mają mniej informacji a także chęci do maksymalizacji użyteczności kupowanego dla ciebie produktu niż ty sam. Oznacza to po prostu, że z całą pewnością sam lepiej wiesz co chciałbyś zobaczyć pod choinką, a także bardziej zależy ci na swoim zadowoleniu niż na przykład cioci, którą widujesz raz w roku w okresie świątecznym. Szacuje się, że w ten sposób traci się aż 20% wartości środków wydanych na prezenty. W trudnych ekonomicznie czasach taka analiza daje do myślenia. Trzeba wyjaśnić, że to podejście czysto ekonomiczne jest poniekąd uproszczone i pomija bardzo ważny aspekt psychologiczny, a mianowicie wartość emocjonalną i budowanie relacji z innymi ludźmi. Jest to niejako inwestycja w relacje oraz środek komunikacji. Często bowiem kupując drogi prezent chcemy obdarowywanemu dać do zrozumienia jak bardzo nam na nim zależy.
Behawioralny ekonomista kupuje prezenty
Wiemy już, że oprócz inwestowania w relacje z najbliższymi kupowanie prezentów pod choinkę to z punktu widzenia ekonomii kiepski pomysł. Zainwestowane środki mogłyby bowiem zostać spożytkowane w innym celu. I nie mam tutaj na myśli radykalnych kroków, czyli na przykład dorzucenie się do spłaty części zadłużenia publicznego Polski, a na przykład rozpoczęcie inwestowania na giełdzie czy regularnego oszczędzania na emeryturę. Nie zapominając jednak, że okres świąteczny to bardzo ważny czas dla wielu przedsiębiorców, który pomaga kształtować całoroczne wyniki finansowe, z odsieczą przychodzi ekonomista behawioralny, który ma kilka rad jak kupować, żeby wyrządzić najmniejszy ubytek wartości realnej w gospodarce. Przede wszystkim uświadom sobie, że prawdopodobnie to ty będziesz lepiej pamiętał co kupiłeś komuś pod choinkę niż sama osoba obdarowana. Nie możemy bowiem zakładać, że to co nam się podoba będzie się także podobało obdarowywanemu. Nie powinniśmy także dawać się ponieść emocjom i kupować pod ich wpływem. Nie spodziewajmy się zatem, że osoba otrzymująca prezent zareaguje tak samo entuzjastycznie jak ty podczas kupowania podarunku. Skupmy się na podarowaniu czegoś, co będzie miało zastosowanie przynajmniej kilka tygodni, a może i cały następny rok. Otrzymującym prezenty doradza się natomiast dużą dozę wyrozumiałości. Kręcenie nosem i okazywanie zawodu, jeśli prezent się nie podoba nie pomoże zbudować świątecznej atmosfery ani nie zagwarantuje, że taka sytuacja nie zdarzy się w przyszłym roku. Gdy natomiast otrzymasz kartę podarunkową, najlepszy pomysłem byłoby jej użycie od razu po świętach. Okazuje się bowiem, że około 20% z nich nigdy nie jest użyta. To klasyczny przykład destrukcji wartości.
Urok świąt
Z drugiej strony wybieranie prezentów musi jednak zawierać wady i niedoskonałości. Taki urok świąt. Musimy także wierzyć, że część kupujących prezenty może mieć paradoksalnie lepszy wgląd na rynek i być w stanie zakupić dla nas prezent tańszy lub lepszy niż sami byśmy sobie kupili. Nawet jeśli nigdy tego nie doświadczyłeś nie oznacza to, że tak się nie zdarza. Oprócz tego nieefektywność w kupowaniu nie musi być wcale taka zła. Dla krajów borykających się ze słabym wzrostem aktywność ekonomiczna może bowiem liczyć się bardziej niż efektywność naszych działań. Kupno prezentu za 100zł, którego wartość dla obdarowywanego wynosi 50zł nie jest ekonomiczną tragedią. Im więcej kupujemy, tym lepiej. Odsprzedaż niechcianych prezentów na Allegro to w końcu też aktywność ekonomiczna. Jednym z ulubionych prezentów świątecznych są książki. Podczas ciągłych doniesień o spadku czytelnictwa w Polsce w okresie świątecznym jakimś cudem sprzedają się setki tysięcy tytułów. Wiele z nich nigdy zapewne nie będzie otwarta. Zgadza się, jest to element destrukcji wartości. Zastanówmy się jednak jak mocno negatywny wpływ odczułby przemysł wydawniczy, gdyby sprzedawały się tylko te książki, które są czytane, a nie te, które dostajemy pod choinkę a służyć będę tylko w celach przystrojenia półki na książki w salonie.
Gotówka najlepsza na wszystko?
Niektórzy ekonomiści twierdzą, że najlepszym rozwiązaniem dla gospodarki byłoby gdyby wszyscy wszystkim dawali pod choinkę koperty z gotówką, którą każdy mógłby zainwestować w najlepszy dla siebie sposób. Pojawia się jednak szereg problemów z tym związanych. Gdybyśmy obdarowywali się gotówką efekt zaskoczenia byłby równy zeru każdego roku, co stoi w kontraście z charakterem i urokiem tego okresu. Oprócz tego sieci handlowe z całą pewnością zanotowałyby w tym okresie ogromne straty, co negatywnie przełożyłoby się na całą gospodarkę począwszy od zmniejszenia zatrudnienia w handlu, jak i sektorze produkcyjnym, po spadki na giełdach. Oprócz tego zniknęłaby cała otoczka świąt, zgiełk w centrach handlowych w okresie przedświątecznym oraz atmosfera obdarowywania, przebaczania i budowania relacji z innymi. A tego nie chcieliby z całą pewnością nawet ekonomiści, którym szczególnie w święta przeszkadzać za bardzo nie będzie, że aż 30% słodyczy, które znajdą pod choinką to… smaczna destrukcja wartości.
Sławomir Winiecki
Artykuł pochodzi z Equity Magazine #29 – aby pobrać cały numer wejdź tutaj
Grafika: Designed by Freepik
Abstrahując do ostatniego akapitu: Z pewnością sieci handlowe nie odnotowały by strat – jedynie zyski przesunęły by się o kilka dni bowiem nikt nie będzie przecież kolekcjonował banknotów tylko automatycznie planuje co za daną kwotę kupi – więc faktycznie oblężenie centrów handlowych nie było by przed świętami, ale tuż po świętach. 😉 Efekt zaskoczenia również nie koniecznie musi być równy zeru, bowiem nie do końca będzie wiadomo jaką kwotę dostalibyśmy więc też nie wiadomo co finalnie sprawdzonego i wymarzonego zostało by przez nas kupione – więc efekt zaskoczenia uratowany 😉 🙂 A gospodarka również by nie upadła od koperty 😀