
Giełda, czyli chaos drugiego poziomu
Największa giełda świata, New York Stock Exchange, liczy sobie już ponad 200 lat. Przez ponad dwa stulecia jej istnienia powstały tysiące systemów transakcyjnych i metod inwestycyjnych oraz napisano całe biblioteki książek o tym jak wygrać z rynkiem. Pomimo wielopokoleniowego nakładu pracy nadal nie odnaleziono Świętego Graala, czyli recepty na pewny zysk na giełdzie. Jest też mało prawdopodobne, aby w kolejnych latach to się zmieniło. Wszystko dlatego, że notowaniami giełdowych instrumentów rządzą prawa niemożliwe do trwałego zdeterminowania, tworząc chaos drugiego poziomu.
W obecnych czasach na notowania papierów wartościowych, czyli głównie akcji i obligacji, ale również indeksów, opcji, kontraktów czy surowców, działa niezliczona ilość sił. Ich nieustanne fluktuacje, natężenie oraz wzajemne oddziaływanie jest tak złożone, że powodują skrajne następstwa, niemal niemożliwe do przewidzenia. Taki układ z powodzeniem można zakwalifikować jako „chaos drugiego poziomu”, czyli taki, który reaguje na stawiane w stosunku do niego prognozy.
Aby lepiej zrozumieć tę klasyfikację zacznijmy od chaosu pierwszego rzędu, czyli niereagującego na przewidywania na jego temat. Oczywistym przykładem jest pogoda. Nasze przewidywania co do tego czy jutro spadnie deszcz nie mają najmniejszego wpływu na warunki meteorologiczne. Nawet jeśli wszystkie stacje pogodowe będą deklarować, że czeka nas ulewa a każdy wyjdzie na ulice z parasolem to nie ma to żadnego wpływu na opady.
Inaczej jest z układami chaotycznymi, w których prognozy mają wpływ na rezultat. Należy do nich np. szeroko rozumiana polityka. Fakt, że sondaże wyborcze (czyli prognozy zwycięstwa danej partii czy kandydata) mają wpływ na finalny wynik tych wyborów jest znany do tego stopnia, że powszechnie wprowadza się ciszę wyborczą, czyli okres, w którym publikowanie prognoz jest zabronione z obawy na ich wpływ na głosowanie innych.
Przenieśmy się teraz na rynek finansowy i załóżmy, że mamy sprawdzony system, który daje nam odpowiedź jak zmieni się poziom indeksu WIG20. Wiedząc, że jutro indeks ten wzrośnie o 2% już dziś będziemy dokonywać transakcji zakupu kontraktów terminowych, a z czasem dzięki rosnącej pewności oraz wpływającym zyskom będziemy zwiększać inwestowaną kwotę. W ten sposób będziemy oddziaływać na sam indeks, który (ceteris paribus) będzie reagował na naszą prognozę. Pójdźmy krok dalej – inny inwestor może zauważyć, że za każdym razem, gdy indeks WIG20 wzrastał o minimum 2% to dzień wcześniej dokonywana była duża transakcja na rynku terminowym. Drugi inwestor tworzy dzięki temu system, który działa w oparciu o system pierwszego, oba oddziaływujące na siebie nawzajem oraz na poziom notowań samego indeksu. Co więcej, trudno przewidzieć kierunek tych zmian, oprócz oczywistego wniosku, że system pierwszego inwestora szybko przestanie dawać pozytywne wyniki.
Na tym prostym przykładzie widać dlaczego rynki finansowe zaliczamy do chaosu drugiego rzędu. W rzeczywistości liczba zależności jest znacznie większa i o wiele trudniejsza do zdeterminowania. Wpływ oczekiwań inwestorów na giełdowe notowania odnotowujemy w niemal każdym obszarze rynku. Wielokrotnie słyszymy o spadkach cen akcji spółek, które wprawdzie podały dobre wyniki finansowe, ale gorsze od oczekiwań większości. Analitycy w podsumowaniach sesji tłumaczą nam, że giełdy otworzyły się na plusach w efekcie lepszych od oczekiwań danych z amerykańskiego rynku pracy. Zauważmy, że naszą rolą jako inwestora jest nie tylko poprawna prognoza danych, ale również znajomość kierunku rynkowych prognoz. Nic nam nie dadzą poprawne szacunki zysku netto danej spółki jeśli mediana oczekiwań wszystkich analityków będzie znacznie wyższa niż nasze (nawet trafne!) przewidywania. Kurs zareaguje spadkiem, a inwestor frustracją.
Waga wpływu oczekiwań na rynki finansowe jest obszarem od dawna badanym między innymi przez ekonomię behawioralną. Pisał o niej zarówno Daniel Kahneman jak i też Yuval Noah Harari. Powszechnie tworzone są indeksy nastrojów inwestorów oraz indeksy grupujące nieprzewidziane wyniki (pozytywne lub negatywne). To, co jednak umyka uwadze wielu inwestorów to złożoność wzajemnych powiązań rynkowych oraz ich kruchość. Zaobserwowane anomalie często znikają tak szybko, jak się pojawiają, ale działające zależności potrafią nagle odwrócić bieguny. Zjawisko to dobrze znają inwestorzy posługujący się analizą techniczną. W teorii ma ona dawać jasno określone sygnały wejścia lub wyjścia z inwestycji, ale w praktyce teoria rzadko kiedy działa. Czekając na dany układ techniczny, opisany w branżowej literaturze, nagle okazuje się, że rynek nie podąża oczekiwanym torem. Poziom rzekomego wsparcia nie zatrzymuje spadków akcji, średnia krocząca choć daje sygnał kupna nie powoduje wzrostów, a układ harmoniczny nie doprowadza do odwrócenia trendu, choć zgodnie z teorią i naszymi założeniami tak właśnie miało się stać.
Zaczynamy wtedy szukać odpowiedzi na taki wynik rynkowych notowań i wielokrotnie dochodzimy do wniosku, że albo dana metoda analizy nie działa, albo myliliśmy się i w danych warunkach miała zastosowanie inna formacja techniczna, których opracowana jest niezliczona ilość. W obu przypadkach zaczynamy od punktu startu, próbując ponownie dopasować prognozy do rynku, nieświadomi chaotyczności stojącej za giełdowymi wykresami oraz wzajemnego wpływu uczestników rynku (oraz ich oczekiwań) na siebie. Dodając do tego czynnik ludzki, jakim będzie tu zarówno ślepy upór, jak i brak konsekwencji, otrzymujemy odpowiedź dlaczego większość inwestorów odnotowuje straty na giełdzie.
Nie ma na świecie uczelni, kursu czy książki, która z sukcesem uczyłaby jak bezbłędnie zarabiać pieniądze inwestując je na giełdzie. Chicagowska szkoła ekonomii poszła nawet krok dalej, formując hipotezę rynków efektywnych, zgodnie z którą giełdowe notowania papierów wartościowych zawsze są poprawnie wycenione, więc rynku nie można pokonać. Bez wątpienia są jednak osoby, które potrafią to robić. Wielu z nich zdobyło światową sławę, jak Warren Buffett, Philip Fisher, Bill Gross, Carl Icahn, Peter Lynch czy George Soros. To nazwiska powszechnie znane z mediów, waga superciężka światowej ligi inwestorów, która rozgrywa się głównie na arenie amerykańskiej. Wśród nas są też inwestorzy, którzy odnoszą sukcesy na giełdzie w domowym zaciszu przy świetle monitorów, a nie w blasku fleszy śledzeni przez branżowe media. To kolejna cecha giełdowego układu chaotycznego: zwycięzcy rynkowych potyczek najczęściej pozostają anonimowi, a to, że o nich nie słyszymy może prowadzić do błędnego wniosku, że nie istnieją. Świat inwestycji pełen jest podobnych pułapek myślenia, uproszczeń i heurystyk, które mają wpływ na konstrukcję naszych systemów podejmowania decyzji. I to właśnie unikanie fundamentalnych błędów jest pierwszym krokiem w kierunku sukcesu na rynku finansowym, ale tym zajmiemy się już w oddzielnym artykule.
PS: Jeśli powyższy tekst Cię zainteresował, to warto abyś przeczytał także „Gdy praktyka nie czyni mistrzem, czyli dlaczego inwestowanie jest tak trudne”

Przemysław Gerschmann
Założyciel Equity Magazine, aktywny inwestor giełdowy, zawodowo od lat związany z rynkiem kapitałowym. Szuka wartości wewnętrznej i wybitnych spółek w dobrych cenach, jednocześnie nie boi się inwestycji w nowe technologie. Współtwórca cyklu „Śladami Warrena Buffetta” i wierny fan „wyroczni z Omaha”.
Grafika: Designed by GarryKillian
Dodaj komentarz