[WYWIAD] Dopóki inwestor nie doświadczy dwa razy hossy i bessy nie wie nic o rynku
Wywiad z Pawłem Szczepanikiem
16.09.2013
Equity Magazine: Podobno to właśnie Pan przeprowadził pierwszą transakcję na kontraktach na WIG20, czy to prawda?
Paweł Szczepanik: Na dyplomie mam napisane: „serdecznie podziękowania za wniesiony wkład pracy nad przygotowaniem Biura do obrotu instrumentami pochodnymi, które zaowocowało zawarciem pierwszej w historii Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych transakcji terminowej”. Warszawa styczeń 1998.
EM: Na rynki terminowym jest niewielu inwestorów którzy mogą pochwalić się 15-letnim stażem. Jaki jest zatem najważniejszy czynnik decydujący o sukcesie?
Sukces w inwestowaniu zapewniają dwa czynniki. Po pierwsze musi być hossa na giełdzie, a po drugie musimy mieć akcje na rachunku. W handlu na giełdzie musimy mieć po pierwsze strategię postępowania na rynku oraz po drugie właściwie ukształtowaną psychikę. 80% to psychika, 20% właściwa metoda. Takie są proporcje.
EM: Dziś w obliczu mnogości rynków i instrumentów pojęcie „inwestowanie” niejedno ma imię – czym jest dla Pana?
Nigdy nie byłem inwestorem długoterminowym. Mimo iż próbowałem, to nie odpowiada to mojej psychice. Czekanie dwa lata na niepewny zysk nie jest obszarem, w którym się sprawnie poruszam. Dlatego inwestowanie kojarzy mi się z kupowaniem i sprzedawaniem akcji w krótkim, maksymalnie 2-3 miesięcznym terminie.
EM: Skąd więc wszystkie katastrofy na rynku i liczne bankructwa inwestorów?
Tu odpowiedź jest prosta. Wszyscy przepowiadali przyszłość i spędzali dziesiątki godzin na opowiadaniu sobie, co będzie na rynku. Byli tak zajęci mówieniem o tym, że kompletnie nie widzieli, co się dzieje na rynku. Inwestowali na wyczucie, informacje, bo ktoś coś powiedział. Kiedy tracili, czekali aż rynek odbije i pocieszali się wzajemnie. Nie mieli żadnej metody postępowania. Dotyczy to 90% inwestorów. Polscy inwestorzy uwielbiają plotki i tzw. informacje poufne. Karkosik, Krauze – to były ich bóstwa. Teraz to się zmienia, po latach inwestorzy widząc, że byli „nasadzani” zaczęli grać jakość fundamentalną oraz wypracowywać swoje metody.
Bardzo ważna jest specjalizacja. W dzisiejszych czasach nie można być dobrym we wszystkim. Nie jest możliwe handlować ropą, złotem, kukurydzą, indeksem na Dax, S&P500 i jeszcze przy okazji zahaczyć o Nikkei czy EUR/USD.
EM: Weźmy dla przykładu początkującego inwestora: powinien wybrać daytrading czy inwestowanie średnio i długoterminowe?
Najważniejsze jest doświadczenie, tak jak w każdej innej dziedzinie życia. Im dłużej będziemy na rynku, tym łatwiej nam będzie. Początkujący ma bardzo długą drogę przed sobą i kilka lat ciężkiej pracy. Daytrading a inwestowanie to są dwie zupełnie różne rzeczy. Kolejność jednak zawsze jest taka sama. Najpierw kilka lat akcje, a potem dopiero instrumenty z dźwignią. Nowy rynek wymaga pracy. Zanim zacząłem handlować na ES (kontrakt na S&P500) 3 lata uczyłem się tego rynku każdego dnia po kilka godzin, po to, aby zacząć go czuć i zobaczyć na własne oczy jak najwięcej wariantów. Dopóki inwestor nie doświadczy dwa razy hossy i dwa razy bessy tak naprawdę nic nie wie o rynku.
EM: Dlaczego jest Pan zwolennikiem akurat daytradingu jeśli chodzi o inwestorów indywidualnych?
Daytrading nie jest lepszy czy gorszy. Każdy ma inną psychikę i każdy znajduje przestrzeń, w której się najlepiej czuje. Lubię daytrading dlatego, że transakcja trwa maksymalnie godzinę, a często 2 min. Ogromną zaletą jest to, że mamy szansę na zysk każdego dnia. Małe sumy się dodają i mamy szansę na udany miesiąc. Każdego dnia, tydzień po tygodniu mamy szansę na zyski. W przypadku inwestowania jest to niemożliwe, gdyż „przeloty” trwają dłużej i raczej podsumowujemy swoje osiągnięcia w skali rok do roku. W daytradingu pracujemy 2-3 godziny dziennie i albo mamy zdefiniowaną stratę albo zdefiniowany zysk. Jeśli zyski będą większe od strat to zarabiamy. Niestety w Polsce daytrading odpada ze względu na niekorzystny stosunek ATR do kosztów. Zmiana mnożnika na kontrakcie pod warunkiem pozostawienia prowizji na dotychczasowym poziomie ma szansę to zmienić. Daytrading jest możliwy natomiast na rynkach zagranicznych i nie dlatego, że tam jest łatwiej, tylko dlatego, że opłaty są 10-krotnie niższe.
EM: Czy to oznacza, że w długim terminie szanse na zyski są mniejsze?
Przede wszystkim w tym wypadku inwestor jest narażony na większe ryzyko, bo musi dalej od rynku stawiać stop lossy. Silne wahnięcie rynku skutecznie wpływa na zmniejszenie portfela. Dodatkowo przy inwestowaniu większych kwot cały czas jest narażony na stres. Poza tym jest uzależniony od koniunktury globalnej. Przypominam, jeśli nie będzie hossy inwestor długoterminowy nie ma szans na zarobienie pieniędzy w długim terminie. A przecież bez szklanej kuli nie jest w stanie przewidzieć hossy. W związku z tym żyje w ciągłej niepewności. W daytradingu niepewność trwa zdecydowanie krócej i tak jak już wspominałem to kwestia indywidualnej psychiki.
EM: OK., co więc jest potrzebne, aby zostać daytraderem? Jakich instrumentów używać?
Po pierwsze sprawdzona historycznie strategia, po drugie psychika, po trzecie doświadczenie i wyczucie, po czwarte ogromny czas poświęcony na naukę. Gdyby to było proste to nikt by nie pracował w fabrykach, tylko każdy by grał na giełdzie. Co do instrumentów to każdy który nam odpowiada. Ważny jest czynnik czasu, czyli w jakich godzinach odbywa się handel. Kolejna rzecz to zmienność dzienna, czyli wspominany już ATR i jego relacja do kosztów. Bardzo ważna jest specjalizacja. W dzisiejszych czasach nie można być dobrym we wszystkim. Nie jest możliwe handlować ropą, złotem, kukurydzą, indeksem na Dax, S&P500 i jeszcze przy okazji zahaczyć o Nikkei czy EUR/USD. Każdy rynek ma inną specyfikę i inny rodzaj handlujących tworzy popyt i podaż. Ważne jest, aby codziennie było kilka okazji do zagrania. Jak słyszę, że ktoś siedział cały tydzień przy ekranie i o 2 w nocy zobaczył zyskowny setup, na którym zarobił, to się tylko uśmiecham. Jeśli w ciągu 2 godzin każdego dnia nie ma okazji do zagrania co najmniej dwa razy, tzn. że nasza strategia jest zła lub instrument nie ma wystarczającej zmienności. Osobiście handluję E-mini na S&P500 i staram się, aby to nie przekraczało 2 godzin dziennie. Spędzanie przy ekranie 7 godzin każdego dnia zdewastuje naszą psychikę i nie jest fizycznie możliwe. Daytrading nie polega na ślęczeniu przez całe dnie przed ekranem, bo nie jest to możliwe. Ile wytrzymamy takiej orki? Rok, dwa? Godzina, dwie dziennie to maks.
Najważniejsze jest doświadczenie, tak jak w każdej innej dziedzinie życia. Im dłużej będziemy na rynku, tym łatwiej nam będzie. Początkujący ma bardzo długą drogę przed sobą i kilka lat ciężkiej pracy.
EM: Wróćmy na chwilę na polski rynek. Z jakim ryzykiem, również tym emocjonalnym, wiąże się inwestowanie na FW20? Z czego przede wszystkim inwestor powinien sobie zdawać sprawę?
Tu odpowiedź jest bardzo prosta. FW20 są bardzo powolne. Po zajęciu pozycji należy długo czekać na efekt. Czasem kilka sesji, czasem nawet dwa tygodnie albo miesiąc. A każdy dzień to kilka godzin sesji. Zaczynamy sobie zadawać pytanie czy dobrze robimy i często z nudów odwracamy pozycję, bo przecież nie rośnie. Po dwóch tygodniach widzimy, że jednak mieliśmy rację i niepotrzebnie zamknęliśmy tę pozycję i… zaczynamy się miotać.
EM: Czy warto śledzić telewizję, serwisy informacyjne? Czy można się z tego czegoś nauczyć?
Nauczyć nie i będzie o tym na wykładzie [mowa o konferencji Skuteczny Inwestor 2013 – przyp. red.]. Natomiast śledzić serwisy i telewizję musimy, gdyż po 11 września 2001 roku nic już nie jest takie same jak kiedyś. Zresztą rynki są napędzane informacjami i każdy o tym wie. Cała sztuka polega na tym, aby oddzielić ziarno od plew. Bez dobrego serwisu informacyjnego nie poradzimy sobie na rynku. Musimy jednak umieć interpretować te informacje. Jeśli nie umiemy, to musimy poszukać kogoś, kto interpretuje je częściej.
EM: To może banalne pytanie, ale na czym w takim razie polega sekret zarabiania pieniędzy na rynku?
Nie ma żadnego sekretu. Moim zdaniem jak w każdym innym zawodzie decydujące znaczenie mają umiejętności, doświadczenie oraz psychika. Ważny jest także element szczęścia, podobnie jak w każdej innej dziedzinie życia. Równie ważny jest element specjalizacji. Inwestorzy obserwujący 20 spółek będą zawsze lepsi od tych, którzy obserwują 400. Dlaczego animator zarabia na FW20 pomijając niższe koszty, które płaci? Bo robi tylko to i nic więcej.
Rozmawiał Janusz Maruszewski
Daytrading i forex to nie dla mnie i uważam że lewarowanie jest dobre dla firm a nie dla indywidualnych inwestorów, ale co kto lubi.