
Zbuduj portfel perełek i patrz jak rośnie
Analiza najmniejszych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie może przynieść bardzo ciekawe rezultaty. Jest to naturalne miejsce, gdzie inwestor indywidualny może mieć przewagę nad innymi uczestnikami rynku. Przewaga ta bardzo często prowadzi do atrakcyjnych stóp zwrotu.
Można pokusić się o stwierdzenie, że 90% rynkowej uwagi koncentruje się wokół 50% największych i najbardziej popularnych spółek. W serwisach informacyjnych bez problemu napotkamy analizy takich spółek jak PKN Orlen czy CD Projekt, ale wielu inwestorom nic nie mówią nazwy takie jak Berling czy też Labo Print. A przecież wszystkie wymienione powyżej spółki notowane są na rynku głównym GPW i każda może dla nas generować świetne okazje inwestycyjne.
Główną granicą jest granica płynności. Największe spółki charakteryzują się bardzo wysoką płynnością, dzięki czemu inwestorzy instytucjonalni zarówno krajowi, jak i zagraniczni mogą w relatywnie łatwy sposób zajmować preferowane pozycje. Spółki te grupują się głównie w indeksie WIG20, a częściowo również w indeksie mWIG40. Z kolei mniejsze spółki, skoncentrowane w indeksie sWIG80 są nadal domeną krajowych funduszy inwestycyjnych, które wyszukują na tym polu ciekawych okazji inwestycyjnych.
Skutkiem powyższego jest dość dokładne pokrycie analityczne wspomnianych papierów. Niemal każdego dnia ukazują się analizy, publikowane są rekomendacje maklerskie, a dziennikarze i blogerzy bardzo szybko komentują informacje mogące wpłynąć na wzrost lub spadek cen akcji.
Zupełnie inaczej ma się sytuacja w obszarze spółek mniejszych. Nie znajdziemy ich w składzie głównych indeksów, nie znajdziemy ich przeglądając nagłówki gazet. Są to podmioty o najmniejszej kapitalizacji i ograniczonej płynności. Bardzo często są to spółki na relatywnie wczesnym etapie rozwoju, dzięki czemu ich potencjał wzrostu pozostaje wysoki.
Naszą główną przewagą w tej sytuacji jest możliwość zajmowania pozycji zdecydowanie mniejszym kapitałem niż inwestorzy instytucjonalni. Dzięki temu, że pokrycie analityczne tych spółek jest znacznie słabsze, jesteśmy w stanie wyszukiwać okazje inwestycyjne, których inni nie dostrzegają. Zdarza się nawet, że pojawia się ewidentny sygnał działający na korzyść spółki, a kurs nie reaguje. Dopiero w miarę czasu dołączają kolejni inwestorzy, co przekłada się na wzrost notowań. Czujny inwestor ma już wtedy pozycję na rynku.
Budowa portfela perełek nie dla każdego
Każdy z nas posiada trochę inny styl inwestowania. Niektórzy koncentrują się na analizie technicznej i do jej optymalnego zastosowania potrzebują odpowiedniej płynności na rynku. Innym pasuje bardziej podejście polegające na inwestowaniu w liderów, dzięki czemu preferują spółki dojrzałe, posiadające już ugruntowaną pozycję.
Budowa portfela małych spółek może więc być potraktowana jako rozszerzenie naszej dotychczasowej działalności inwestycyjnej lub zupełnie nowe przedsięwzięcie. Z pewnością będzie to proces wymagający zaplanowania krok po kroku oraz poświęcenia dużej ilości czasu na znalezienie tego, czego szukamy.
Mając jednak na uwadze sytuację, w jakiej znajduje się polska giełda, można pokusić się o stwierdzenie, że stoimy u progu wielkiej okazji inwestycyjnej, być może największej w skali dekady. Dlatego też inwestor, który będzie w stanie umiejętnie wyszukać kryjące się na rynku perełki może za kilka lat być jednym z wygranych następnej hossy. Z rozwijaniem własnych umiejętności w tym obszarze nie warto czekać.
Siedmioetapowy proces poszukiwania perełek
Znalezienie spółki, której plusów rynek nie dostrzega (lub przecenia minusy) nie jest wcale łatwym zadaniem. Dlatego też już na wstępie musimy mieć rozeznanie, jakiego typu walorów poszukujemy. W moich działaniach rynkowych postawiłem na spółki małe, ale posiadające już dochodowy rdzeń biznesu. Tym czego szukam jest połączenie poprawiających się wyników finansowych, zwłaszcza w obszarze działalności operacyjnej oraz niskiej wyceny, nieodzwierciedlającej potencjału wzrostu. Aby wyszukać takie spółki, cały mój proces analityczny podzieliłem na siedem etapów.
Pierwszym krokiem jest wstępna selekcja spółek. W oparciu o postawione kryteria poszukuję podmiotów mogących znajdować się w naszym obszarze zainteresowań. Wykorzystuję tu proste filtry fundamentalne, opierające się na kombinacji poprawiających się wyników, niskiej wyceny oraz niskiej kapitalizacji. Dzięki temu z prawie 500 spółek notowanych na giełdzie, do dalszej analizy przechodzi ok. 40 podmiotów.
Następnym etapem jest analiza profilu działalności spółki oraz jej wiodących produktów lub usług. Szukając spółek ze świetlanymi perspektywami lubię wybierać podmioty z innowacyjnych, perspektywicznych branż, dodatkowo dających się skalować. Spółki „starej gospodarki”, mimo że tanie oraz pokazujące niekiedy pozytywne tendencje wynikowe, spadają u mnie na drugie miejsce.
Trzeci krok to analiza danych finansowych znajdujących się w bilansie, rachunku zysków i strat oraz rachunku przepływów pieniężnych. Na tym etapie sprawdzam majątek spółki, weryfikuję czy prowadzona działalność znajduje odzwierciedlenie w generowanej gotówce oraz czy zadłużenie nie przekracza rozsądnych poziomów. Jest to etap niezbędny i bardzo ważny dla zrozumienia jak spółka działa.
Krok czwarty jest jeszcze ważniejszy, czyli lektura sprawozdań finansowych. Preferuję analizę ostatniego raportu za pełny rok obrotowy oraz ostatniego raportu kwartalnego. To właśnie raport roczny stanowi najpełniejsze źródło informacji o działalności spółki i nie warto go pomijać, nawet jeżeli ostatni raport dotyczy roku 2017. Zestawiając dane liczbowe z komentarzami, notami oraz informacjami opisowymi, jesteśmy w stanie zbudować sobie dość dobry obraz kondycji, w jakiej spółka się znajduje. Jednocześnie w tym miejscu najbardziej ujawnia się przewaga spółek notowanych na rynku głównym w odniesieniu do spółek z New Connect, które mają bardziej uproszczone obowiązki informacyjne.
Piątym etapem jest zebranie danych o spółce w jednym miejscu, a następnie ich analiza. Dzięki temu jesteśmy w stanie w sposób syntetyczny utrwalić obraz spółki, jej podstawowe cechy oraz czynniki ryzyka, które należy wziąć pod uwagę. Taki zbiór informacji w jednym miejscu (ja sam korzystam z Excela) pozwala przeprowadzić szybką analizę nawet kilka miesięcy później. Nie musimy wykonywać ponownie tej samej pracy.
Szósty krok jest wyjątkowo ciekawy. Wykonuję w nim analizę tego, co na temat spółki można znaleźć w Internecie. Mając już wstępnie zbudowany obraz spółki, porównuję go z opinią analityków, maklerów, blogerów oraz innych ekspertów rynkowych, którzy swoją ocenę danego waloru zamieścili w sieci. Na tym etapie sprawdzam również fora giełdowe, gdyż są one źródłem cennej wiedzy oraz różnego rodzaju plotek. Wbrew temu, co może się wydawać, jest to świetne miejsce, aby poznać punkty zapalne dotyczące spółki. Tego, że w akcjonariacie są dwie skonfliktowane grupy inwestorów nie przeczytamy w raporcie.
Siódmy i ostatni etap to całościowa ocena spółki oraz dokonanie jej analizy pod kątem ewentualnego zakupu akcji. Jeżeli walor jest atrakcyjny, posiada dobre perspektywy na przyszłość oraz jest korzystnie wyceniany, można zdecydować się na zakup pakietu akcji. A jeżeli dopiero czekamy na ujawnienie się korzystnych tendencji, odkładamy analizę na półkę i wracamy do niej z każdym kolejnym raportem okresowym lub bieżącym. Czekanie na dobry moment jest bardzo istotnym elementem inwestowania.
Powyższe kroki wymagają poświęcenia dość dużej ilości czasu. Analiza jednej spółki zajmuje nam dwa lub trzy dni, w zależności od liczby godzin, które możemy jej poświęcić. Pamiętajmy jednak, że opracowując tylko jedną spółkę tygodniowo, po roku mamy ich już 50. Dzięki temu kiedy tylko pojawi się okazja inwestycyjna na jednym z walorów, będziemy jako pierwsi gotowi do działania.
Pewną niedogodnością może być konieczność bieżącego analizowania coraz większej i powiększającej się z każdym tygodniem liczby spółek. Zwłaszcza w sezonie wynikowym może to być sporym wyzwaniem, lecz jest to konsekwencja zastosowanego stylu inwestowania. Aby odpowiednio szybko reagować na poprawę wyników, musimy być do tego przygotowani od strony analitycznej.
Bez doświadczenia ani rusz
Segment najmniejszych spółek ma swoją specyfikę, z której musimy zdawać sobie sprawę. Znajdziemy tam wartościowe podmioty, ale znajdziemy również spółki, którym biznes z różnych względów się nie udaje. Dlatego, aby wystrzegać się pułapek, warto wyjść poza klasyczne ramy analizy fundamentalnej.
Podstawowym celem, jaki skłania spółki do debiutu giełdowego jest pozyskiwanie kapitału. Jeżeli więc analizujemy młodą spółkę, która pojawiła się na parkiecie w wyniku niewielkiej emisji akcji, możemy przyjąć założenie, że w kolejnych latach spółka zapewne będzie próbowała ponownie pozyskać kapitał na dalszy rozwój. Informację o tego typu planach powinniśmy znaleźć również w opisowej części raportów okresowych. Świadomość tego faktu pozwoli nam mentalnie przygotować się na ewentualne rozwodnienie akcjonariatu.
Kolejną istotną kwestią jest giełdowa historia spółki. Obejmując akcje w ramach IPO lub kupując je na rynku zaraz po debiucie, opieramy się na danych i prognozach opisanych w prospekcie emisyjnym. Różnego rodzaju analizy wskazują, że spółki mają tendencję do śrubowania wyników na potrzeby IPO, a później następuje często ich pogorszenie. Skupiając się więc na spółkach obecnych na giełdzie od kilku lat, znacząco ograniczamy ryzyko „kota w worku”, gdyż mamy możliwość zweryfikowania przynajmniej kilku raportów okresowych.
Trzecim elementem, na który warto zwrócić uwagę, jest struktura akcjonariatu. W spółkach dojrzałych bardzo często obecne są TFI, OFE i inne instytucje finansowe zarówno krajowe, jak i zagraniczne, które wymuszają wyższy poziom nadzoru korporacyjnego. Spółki małe charakteryzują się często dominującą pozycją głównych właścicieli, posiadających niekiedy ponad 70% głosów na walnym zgromadzeniu. Przekłada się to negatywnie na pozycję mniejszościowych akcjonariuszy, którzy nie mają instrumentów do egzekwowania swoich praw w spółce. Może się to negatywnie odbijać np. na wysokości wypłacanych dywidend, ale nie tylko.
Miniony rok potwierdza potencjał maluchów
Analizując najlepsze stopy zwrotu osiągnięte przez spółki z głównego parkietu dostrzegłem, że zaledwie cztery z dziesięciu najlepszych spółek przynależą do indeksów WIG20, mWIG40 lub sWIG80. Pozostałe sześć spółek to podmioty małe, znajdujące się przez długi czas poza radarem szerokiego grona inwestorów. Bardzo często osiągnięty wynik nie był efektem wieloletniego trendu wzrostowego, ale właśnie istotnej zmiany, jaka dokonała się w biznesie spółki. Zmiana ta pozwoliła wrzucić wyższy bieg i wejść na dynamiczną ścieżkę wzrostu, która jest kontynuowana do dnia dzisiejszego.
Opisane w niniejszym artykule podejście zakłada poszukiwanie właśnie takich spółek. Zamiast walczyć z tysiącami analityków pokrywającymi najpopularniejsze spółki, warto zapuścić się w segment najmniejszych podmiotów, gdzie niekiedy kryją się prawdziwe inwestycyjne perły. Nie jest to podejście dla każdego, ale poświęcony czas i zaangażowanie mogą zaowocować bardzo ciekawymi okazjami inwestycyjnymi. W końcu duża część spółek z dzisiejszej czołówki była niegdyś do kupienia za ułamek obecnej wartości.
Radosław Chodkowski
Grafika: Freepik.com
Dodaj komentarz